sobota, 13 kwietnia 2013

samotny obiad nie jest zły

Wczoraj miałam 4 ściany, dziś mam cały dom dla siebie. Nawet rodzina gdzieś wybyła.
Siedzę sobie z laptopem w kuchni, słucham muzyki, robię dla siebie obiad i rozmyślam.

Chciałabym mieć życie o jakim zawsze marzyłam. Wziąć życie za rogi i kierować nim jak tylko mi się spodoba. Jechać gdziekolwiek, mówić cokolwiek. Według nastroju. Według humoru.
Nie jest mi to dane.
Niedawno czytałam artykuł na sympatii (wstyd), że mamy po raz kolejny pokolenie romantyków. Chyba jestem jedną z tych nieprzystosowanych do życia istot.

Nie mogę się z nikim dogadać. Pauline odtrącam, przed rodzicami uciekam, siostrę wyrzucam, Kamila spławiam, Łukasza tak samo, z Sylwią nie mam o czym gadać. Jednocześnie pragnę mieć kogokolwiek.
Pies mi pociechą. On mnie kocha, a ja jego.

Niedawno czytałam artykuł mówiący o tym, że pies jest lekiem na wszystko Chcesz kogoś, kto Ci przyniesie gazetę, ucieszy na Twój widok, kogoś kto zje wszystko co ugotujesz i będzie mu szczerze smakować, pójdzie z Tobą na spacer gdzie tylko zechcesz, ktoś kto nie bije się z Tobą o pilota do TV, kogoś kto jest w stanie przyjść do Twojego łóżka tylko po to, aby się przytulić i ogrzać Ci stopy, kogoś, kogo nie obchodzi, czy jesteś ładna czy brzydka, gruba czy chuda, kogoś, kto kocha Cię bezwarunkowo - kup psa. Prawda?

Chyba naprawdę brakuje mi człowieka.

Zaraz wezmę się za przepisywanie rachujkowości. Jeszcze chwila. Tylko zrobię i zjem obiad. Ziemniaki już sięgotują, muszę tylko poczekać, aż mięso się rozmrozi.

Naprawdę nie mam o czym myśleć.
Moje życie jest przykre, smutne. Gardzę szarą masą o wąskich priorytetach, a sama w 100% do nich należę.
Jestem żałosna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz